Co ma modlitwa do wyścigów?

Przeczytałem ten tekst i nie mogłem pozostawić bez komentarza.

Wiadomo, że rowerzysta nie będzie się ścigał z Robertem Kubicą w Formule1. On się musi ścigać z innymi rowerzystami. W życiu modlitewnym jest podobnie - o. Leon Knabit.


Nie wiem, czy też tak macie, ale ja często łapię się na tym, że próbuje dorównać komuś, kto mi imponuje. Jeśli znajdzie się ktoś, kto mi imponuje, to nie raz, po bliżej nieokreślonym czasie, zauważam własne, podświadome pragnienie posiadania właśnie tego, co jest niezwykłe w owej osobie, czy robienia tego, co mnie w niej zachwyca.

Gdy czytam o św. siostrze Faustynie, to chciałbym umieć tak jak ona przeżywać relację z Jezusem.
Gdy słucham Studia Accantus, to chciałbym tak pięknie śpiewać, jak oni.
Gdy oglądam film o św. ojcu Pio, to chciałbym być równie pokorny i pewny w swojej wierze...
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej... Mógłbym długo wymieniać.
Chodzi tu, rzecz jasna, o różne sfery mojego życia, jednak skupię się na tym, do czego się słowa ojca Leona odnoszą - na życiu modlitewnym.

Jak o tym teraz myślę, to widzę, że wciąż próbuje w jakiś sposób dorównać różnym świętym. Mając do dyspozycji nawet nie rower, a ledwie hulajnogę, próbuję ścigać się z bolidami F1. Z takimi bolidami jak św. Faustyna właśnie, św. Jan Maria Vianney, św. o. Pio, św. Charbel i inni. Próbuję się też ścigać z samochodami rajdowymi w osobach ks. Pawlukiewicza czy ks. Dominika Chmielewskiego SDB. Ostatecznie, gonię za rowerami - moimi znajomymi, przyjacółmi, którzy także imponują mi swoją wiarą albo konsekwencją w życiu modlitewnym.

Wychodzi na to, że bardzo często ścigam się w złych zawodach, nie na moim poziomie. I to jest brak pokory, tak myślę. Raz za razem, nie potrafię zaakceptować własnych ograniczeń, możliwości, nie cieszę się tym, co mam, co dostałem to wcześniej od Boga. Może jest to nawet chciwość? Ciągle więcej i lepiej...

Oczywiście, należy się rozwijać i dążyć do doskonałości. W przeciwnym wypadku marnowałbym dar Boży. Jednakże hulajnoga nigdy nie przegoni roweru, rower samochodu, a samochód bolidu. Mogę swoją hulajnogę udoskonalać przez całe życie, ale Tour de Pologne pozostanie na zawsze w sferze marzeń. I choćbym miał 50 przerzutek i napęd spalinowy w rowerze, to rajdu Dakar nie wygram. A i gdyby mój samochód rozwijał zawrotne prędkości, to nie może się on równać z bolidem F1, bo wyrzuci mnie na pierwszym zakręcie, w który bolid wejdzie bez żadnego problemu, przy tej samej prędkości.

To jest dla mnie początek kolejnej ważnej lekcji. I chyba muszę powrócić do tego, co już pisałem na tym blogu (odsyłam tam i Was: O autentyczności przed Bogiem).

Znaleźć siebie, być sobą w modlitwie. To będzie zadanie dla mnie, a może i dla Ciebie.

* * *

Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi wpisami, które nie pojawiają się, niestety, zbyt regularnie - subskrybuj mojego bloga przez email! Możesz to zrobić, korzystając z menu na prawym pasku :)

Pozdrawiam i zapraszam ponownie na bloga, w celu zapoznania się z moimi kolejnymi przemyśleniami!

Komentarze