O obrazach

Obrazy rządzą współczesnym światem. Widzimy je w telewizji, na ścianach, w kościołach, książkach, gazetach, w internecie, a nawet na koszulkach! Świat bez obrazów trudno mi sobie wyobrazić. Są wśród nich obrazy raczej zwykłe, codzienne, ale i przykuwające uwagę dzieła sztuki. Poza tym, mamy także do czynienia z obrazami, które wykraczają poza nasze możliwości poznania czy rozumienia. Niewątpliwie, jednymi z najbardziej niezwykłych obrazów, będących w posiadaniu ludzkości, są obrazy Matki Bożej, a przede wszystkim - wizerunek Morenity z Tepeyac (znanej też jako: Matka Boża z Guadalupe).

Matka Boża z Guadalupe
Historia tego obrazu sięga roku 1531, kiedy to na wzgórzu Tepeyac (tereny dzisiejszego miasta Meksyk), niedawno ochrzczonemu Indianinowi, Juanowi Diego, ukazała się Maryja. Warto zapoznać się z całą historią, ja tylko ją streszczę:
Matka Boża ukazywała się Juanowi Diego na wzgórzu przez 3 dni - od 9 do 12 grudnia 1531 r. Prosiła, by w miejscu objawień, biskup wziósł świątynię i właśnie tego prostego Indianina wysłała z powyższą prośbą do pierwszego biskupa Meksyku - Juana de Zumárrage'i. Nie powinno szokować, że biskup nie uwierzył w tę historię i kazał przekazać Matce Bożej, że jeśli faktycznie to Ona się ukazuje, to biskup prosi Ją o znak, a wtedy natychmiast rozpocznie budowę. Najważniejszym znakiem jest właśnie ten obraz, który pojawił się na płaszczu Juana Diego, w niezbadany sposób (nie ma śladów pędzla, farb, nietrwałe włókno zachowuje trwałość przez 500 lat, mimo że powinno się rozpaść po 20 itp.). Do dziś można go codziennie oglądać w bazylice, odwiedzanej przez ponad 20 milionów pielgrzymów rocznie (!!!).
Zainteresowanych szczegółami to odsyłam do internetu - jest tam mnóstwo informacji, na przykład tutaj:

Ten obraz to fenomen, ale jest wiele zwykłych obrazów, namalowanych przez artystów różnych czasów, które jednak w pewnym wymiarze są niezwykłe. Ot, na przykład, ludzie modlą się, patrząc na nie, i stwierdzają, nagle, że po 15 latach jeżdzenia na wózku mogą wstać i sobie pójść. Inni zostawiają kule, bez których wcześniej nie mogli sie poruszać, jeszcze inni pozbywają się raka. Jak to możliwe? Czy te obrazy są magiczne? A może cudowne?
No cóż. Obrazy to tylko obrazy. Nie emanują jakąś tajemniczą energią, nie sprawiają, że ludzie przy nich zdrowieją. Uzdrawia Bóg i tylko On. To po co te obrazy, w takim razie? Należy z nich zrezygnować, prawda?
Główne argumenty, jakie wysuwają przeciwnicy obrazów Matki Bożej czy Chrystusa dotyczą starotestamentalnego zakazu: "Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg". Napisane, jak byk. Tylko należy sobie zadać pytanie, czy oddajemy cześć obrazom, czy Tym, Kogo one przedstawiają? Służymy obrazom, czy Bogu?

Bardzo spodobało mi się takie porównanie, że z obrazami jest trochę tak, jak z monstrancją. Kiedy adorujemy Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, patrzymy na Hostię umieszczoną w monstrancji. Ale nie patrzymy na Jezusa bezpośrednio - patrzymy przez szkło. No tak, ale przecież szkło jest przezroczyste, to co za różnica? Dla mnie ma to takie odniesienie: bezpośrenio patrzę na szybę, przez którą widać Jezusa i tak ma być - ono po to tam jest, zamiast złota, żeby Go było widać. Ale czy to, że bezpośrednio patrzę na małe szkiełko, a nie samego Jezusa, oznacza, że adoruje szkiełko, czy całą monstrancję? Absurd, kompletny. A więc, czy to, że bezpośrednio patrzę na obraz Matki Bożej, oznacza, że do niego się modlę, czy jemu służę?

Wizerunki Zbawiciela, czy Jego Matki to takie właśnie szkiełka. Patrzymy na nie, ale nie skupiamy się na nich. Pragniemy dostrzec to, co jest za nimi - żyjące Osoby, które mają realny wpływ na nasze życie, zdrowie, na nasz świat.


Komentarze