O dzieciach i in vitro

Znowu, przy okazji kolejnej kampanii wyborczej, tym razem prezydenckiej, na usta kandydatów i pierwsze strony gazet, powrócił temat zapłodnienia pozaustrojowego i jego regulacji prawnych. I dobrze, bo trzeba o tym rozmawiać, informować i wyjaśniać wielu nieświadomym ludziom, na czym zabieg in vitro polega. Trudno jest mi tylko zrozumieć, dlaczego ten temat rozpatrywany jest w kategorii postępu i ciemnogrodu... 


Nie zgadzam się z takim podziałem (in vitro = postęp, a jego przeciwnicy reprezentują poglądy rodem ze średniowiecza) i już wyjaśniam, dlaczego.

Na początku jednak, dla tych, którzy nie wiedzą, co jest głównym punktem spornym w dyskusjach o in vitro, bo nawet nie sam sposób zapłodnienia, wbrew pozorom. Największy bój toczy się o życie dzieci, które poświęca się, by mogło się urodzić jedno (najczęściej) bądź kilkoro (bardzo rzadko) innych dzieci. Dlaczego?


Aby przeprowadzić zabieg pozaustrojowego zapłodnienia, najpierw bombarduje się organizm kobiety hormonami, aby jej jajniki, w trakcie jednego cyklu owulacyjnego, wyprodukowały nie jedną, czy dwie komórki jajowe, ale od kilku do nawet kilkunastu! Ręka do góry, kto uważa, że to zdrowe! 

Następnie te komórki się pobiera, w laboratorium łączy się je z plemnikami (niekoniecznie pochądzącymi od męża, a np. z banku nasienia) i co dalej?

Zastanówmy się. Spłodziliśmy właśnie kilkoro dzieci, kilkoro nowych ludzi, a przyszła mama chce mieć, dajmy na to, jedno. Hm... Trzeba wybrać. Według określonych kryteriów, kwalifikuje się kilka zarodków (tak właśnie zwolennicy in vitro czy aborcji lubią nazywać malutkie dzieci - czyżby dla zmniejszenia wyrzutów sumienia?), które zostaną umieszczone w organiźmie matki. Dlaczego kilka? Z prostego powodu - żeby ZOBACZYĆ, które będzie się najlepiej rozwijało i pozostałe, gorzej rokujące, UŚMIERCIĆ, jeśli same nie umrą (bo w ogóle odsetek udanych ciąż nie przekracza 50%).
Tak dokonuje się selekcja wstępna, określająca, który człowiek ma prawo żyć, a który jest zbyt upośledzony, by się urodzić. Selekcja.

A co z tymi zarodkami (DZIEĆMI), które może już wcześniej zostały odrzucone? DO ZAMRAŻARKI. Dosłownie. Po prostu. Trafiają do wielkiego zbiornika z ciekłym azotem. Żeby nikt "lekarzom" nie zarzucił, że wyrzucili je do śmieci, to na wszelki wypadek, gdyby pierwsza procedura się nie udała, trzyma się je w lodówce, gdzie mogą jakiś czas przeżyć, choć ostatecznie i tak umrą.
Bez szans na rozwój.
Bez szans na urodzenie.
Bez szans na współczucie.
Bez szans na miłość.
Kilka żywych istot, kilka istnień ludzkich, kilkoro dzieci TRACI ŻYCIE, żeby mogło urodzić się jedno - ich brat lub siostra. Potworna cena. Nie wiem, jakbym żył, gdybym się kiedyś dowiedział, że urodziłem się, kosztem życia swoich braci i sióstr...

I za ten proceder, za ten masowy mord (nie boję się tego tak określić) i selekcję eugeniczną (Więcej o eugenice - tutaj) ustawa PiS proponuje, czy też proponowała, karę 2 lat pozbawienia wolności (TYLKO 2, ja uważam, że powinno to być znacznie więcej), co ustępujący, chwała Bogu, prezydent Komorowski określa prześmiewczym mianem, "średniowiecza" i tym samym obraża przynajmniej połowę narodu polskiego. Aż chciałoby się krzyknąć: "brawo!", gdyby to nie było tak tragicznie smutne. Smutne między innymi dlatego, że Komorowski uważa się za katolika, a jego podejście do obrony życia (jakby nie było - konstytucyjnego i naturalnego prawa każdego obywatela) pozostawia bardzo wiele do życzenia...

* * * 

Przy okazji tego tematu, chciałbym jeszcze powiedzieć o tym, jak łatwo dzisiaj się nami, katolikami, manipuluje, jeśli nie znamy tego, co głosimy, czyli Ewangelii, czyli samego Chrystusa. Jest to technika, którą szatan opanowal do perfekcji, a mianowicie - ukazanie zła w tak dobrym świetle, że złym wydaje się być ten, kto to zło potępia. Chora sytuacja, po prostu! Ale spójrzcie, jak to działa.

Ktoś zupełnie obcy, kto posiada bardzo kontrowersyjne zasady moralne i pochwala, sprzeczne z moimi, rozwiązania prawne, przyjeżdża do MNIE, do MOJEGO domu i chce MNIE zmusić do tego, żebym zmieniał MOJE zwyczaje, prawo i wiarę (!), bo ON przyjechał do mnie i chce mieć takie sama prawa, jak ja, bo JEMU się też należą - i niby z jakiej racji? Mój dom, moja piaskownica, moje zabawki, moje zasady! Czy to ja teraz błądzę, bo już sam nie wiem? Ale jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miał zmieniać najstarsze tradycje rodzinne i własne przekonania tylko dlatego, że ktoś obcy zamieszkał, powiedzmy, w wynajmowanym mu przeze mnie pokoju. A to właśnie dzisiaj się nazywa TOLERANCJĄ wobec mniejszości muzułmańskiej (ciekawe, że tylko oni roszczą sobie podobne prawa...). I ZŁYM, NIETOLERANCYJNYM jest ten, kto śmie wystąpić przeciwko takiemu stanowi rzeczy.

Ktoś chce mieć dziecko, ale nie może, z powodu niepłodności. Normalnie powiedzielibyśmy, że bardzo nam przykro, ale nic nie można poradzić i tylko za sprawą cudu będziecie mogli mieć dzieci. Ale dzisiaj medycyna poszła do przodu i proponuje takim ludziom, że im zrobi dziecko (jaka szkodza, że tak rzadko mówi się, iż przy okazji uśmierci ich o wiele więcej). I zobaczcie, jak pokrętna i pozornie słuszna jest tu taktyka szatana - przecież bezpłodność to dramat! Dramat tych ludzi, którzy chcieliby być rodzicami, a nie mogą i to nie z ich winy! Należy im wyjść na przeciw i zapłodnić ich dziecko w laboratorium, skoro inaczej się nie da. Do tego momentu jeszcze wszystko wydaje się w porządku. Ale! Istnieje poważne ALE!

Czy bezpłodność jest dramatem? Owszem, zgadzam się z tym i nie życzę tego nikomu.
ALE
Czy mordowanie dzieci lub świadome dopuszczanie do ich śmieci z powodu braku możliwości rozwoju nie jest dramatem znacznie większym i daleko bardziej sprzecznym z naszym poczuciem sprawiedliwości?
Komu należy bardziej współczuć? Małżeństwu, które nie może mieć dzieci, czy dzieciom, które skazuje się na śmierć?

Czy posiadanie dziecka jest czymś, co się nam po prostu należy? 
NIE. Absolutnie NIE. 
Nikt, nigdy, nie powiedział, że każdy ma prawo mieć dziecko! Posiadanie dzieci nie jest naszym PRAWEM, które mamy mieć zapewnione i już, bo chcemy! Posiadanie dzieci to DAR. 



DZIECKO W RODZINIE JEST DAREM!

Darem, który nie każdy musi otrzymać
Darem, który pochodzi od Boga
Darem, który powinno się ze czcią przyjmować, jeśli się go otrzyma. 
Darem, o który powinno się pokornie prosić i starannie zabiegać, jeśli się go bardzo pragnie. 

Czy należy ludzi utwierdzać w przekonaniu, że mogą mieć wszystko, jeśli tylko tego chcą?
Nie dość już, że coraz więcej z nas tak właśnie uważa? 

Jak skutecznie działa tu szatan... Po cichutku szepcze nam, jak ważni jesteśmy, jak wiele nam się należy, jak źli, nietolerancyjni i zacofani są ludzie, którzy nam ograniczają możliwość zaspokojenia naszych pragnień, stając w obronie dużo większej wartości... 

I to nie tylko na tym polu podobna, szatańska, taktyka działa. Trzeba naprawdę spojrzeć bardzo uważnie na wiele sfer życia, żeby to dostrzec, ale powinniśmy uczyć się to dostrzegać. 
Dostrzegać fałsz, żeby się go wystrzegać i żeby dążyć do prawdy.

Przecież Jezus jest PRAWDĄ...

Komentarze

  1. Super, że podjąłeś ten temat. To straszne jak mało w dzisiejszych czasach znaczy ludzkie życie. Problem większości ludzi polega na tym by zrozumieć że ta zapłodniona komórka to już jest człowiek, nie płód. Ludzie bardzo często są hipokrytami i odmawiają właśnie tym zamrożonym dzieciom podstawowego prawa : prawa do życia, przy okazji krytykując tych którzy to życie chcą bronić. Przytoczę cytat za Świętym Antonim Pustelnikiem: "Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciw niemu mówiąc: Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny". Pozdrawiam: wierna czytelniczka, zdolna inaczej :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz